Najwięcej płaczów jest rano podczas przygotowań do przedszkola i wieczorem, gdy trzeba iść spać. W chwili obecnej wprowadziliśmy kary za płacze (nie ma oglądania bajki, lub czytania książeczki przed snem), natomiast za dobre zachowanie bardzo chwalimy i może obejrzeć bajki czy czytamy przed snem.
Baśń ta przynosi uniwersalną przestrogę: chciwość prowadzi człowieka do szaleńczej eskalacji żądań naruszającej naturalny porządek rzeczy, a w końcu przynosi o rybaku i złotej rybce to tradycyjna baśń ludowa. Po raz pierwszy została spisana i opublikowana w 1812 r. przez braci Grimm, Wilhelma i Jacoba, zasłużonych uczonych i językoznawców okresu niemieckiego romantyzmu, członków Akademii Nauk w Berlinie, badaczy kultury ludowej. Tytuł baśni w tej pierwszej wersji brzmiał O rybaku i jego żonie (niem. Vom Fischer und seiner Frau). Właśnie tych dwoje bohaterów zostaje poddanych próbie charakteru, gdy w ich skromnym życiu pojawia się możliwość spełnienia każdego życzenia — dzięki cudownej mocy niezwykłej wierszowaną baśni stworzył w 1833 r. Aleksander Puszkin. Różni się ona nieco od pierwowzoru: formą literacką, tytułem uwzględniającym najważniejszą zwierzęcą bohaterkę utworu, a wreszcie treścią. Niektóre elementy baśni dostosowane są do realiów rosyjskich (np. wśród żądań żony rybaka pojawia się pragnienie, by zostać carycą), zaś ważnym, niemym bohaterem opowieści staje się morze, coraz bardziej wzburzone za każdym razem, gdy rybak wraca nad nie, by przedstawić rybce kolejne prośby swej małżonki. Mimo wszelkich różnic przesłanie baśni pozostaje niezmienne. Takich, którzy zostali zbadani przez doktora. Tupciowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Strach już go opuścił, więc malec szybko otworzył usta do badania. Doktor zajrzał mu do gardła i do uszu, przyświecające sobie małą latarką. Malec zrozumiał, że mama miała rację. Lekarz był miły, a badanie tylko go łaskotało. Kuleczka tuliła się do swojej mamy, drżąc z chłodu i strachu po przeżyciach minionej nocy. Huragan przeniósł je daleko od rodzinnego cichutko, wtuliła główkę pod matczyne skrzydło. Mama ćwierkała uspokajająco:– Nie martw się, Kuleczko. Już minęło to, co najgorsze. Teraz tylko musimy odnaleźć nasze gniazdo.– I tatusia – ćwierknęła mała ptaszyna.– Tak, skarbie. Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się głosie wróblej mamy brzmiał smutek. Widziała przecież, jak ciśnięty wichrem konar ugodził jej męża, strącając go we wzburzone wody potoku. Nie chciała jeszcze o tym powiedzieć córeczce, ale nie miała większej nadziei.– Dobrze będzie, córciu. Sfruniemy teraz i troszkę się posilimy. Musimy odpocząć i nabrać sił. Porozmawiamy z innymi i znajdziemy jakoś drogę do gniazda. Na szczęście jest już dnia mama podjęła decyzję, mówiąc córce:– Rozmawiałam z naszymi kuzynami. Zaniosło nas daleko od gniazda, ale możemy odnaleźć drogę powrotną. Wylecimy niedługo.– A co z tatusiem, mamuś? Trzeba go poszukać, jeśli się zgubił – Kuleczka zaćwierkała cichutko i pisnęła pytająco.– Dużo o tym myślałam. Ale jednak polecimy, skarbie. Jeśli tatuś będzie nas szukał, to przyleci do koniec dnia po długiej podróży wróbelki zobaczyły znajomą okolicę i dotarły do rodzinnego gniazda. Było trochę uszkodzone, ale mama zajęła się naprawą i mogły w nim dalej dni upłynęły im na zwykłych zajęciach, ale już nie było tak samo, jak kiedyś. Tata się nie zjawiał. Mama była strapiona, widać było, że coś ją gryzie. Wreszcie zdecydowała się porozmawiać z córeczką.– Widzisz, Kuleczko – zaczęła. – To, co chcę ci powiedzieć, jest bardzo smutne. Boję się, że tatusiowi stało się coś złego. Być może nie zobaczymy go spodziewała się tego. Ale nie mogła się opanować. Zaczęła płakać.– To twoja wina! – krzyknęła. – Nie chciałaś poczekać na tatę. A jeśli on był chory i potrzebował nas? I nie mógł tu przylecieć? Dlaczego nie chciałaś poczekać? Dlaczego go nie szukałaś?Po chwili płakały następne dni Kuleczka czuła się bardzo źle. Przecież jedna burza nie może zniszczyć rodziny. Obowiązkiem ich jest szukać tatusia. Chciałaby, aby wszyscy byli razem w jednym gnieździe. Cierpiała. Miała żal do mamy, jednocześnie zaś chciałaby jej pomóc, a nie wiedziała dnia Kuleczka wałęsała się smutna. Dotarła na skraj brzozowego zagajnika, gdzie las stykał się z domami, zamieszkałymi przez ludzi. Usiadła na drewnianym płocie. Było tam kilka młodych wróbelków, które z ożywieniem omawiały różne plotki. Nie chciała słuchać ich radosnego ćwierkania. Sfrunęła na podwórze. Obok drewnianego domku na ziemi wygrzewał się zwinięty w kłębek piesek o jasnobrązowej sierści w białe łaty. Kuleczka podskoczyła do niego kilkakrotnie na swoich cienkich nóżkach i przekrzywiła łepek na bok.– Ćwir, ćwir, dzień nastawił uszy, otworzył oczy, uniósł głowę i zamerdał ogonem. Otworzył pysk, a spomiędzy białych ząbków wysunął się różowy język.– Hau, hau, dzień dobry, kruszynko.– Nie jestem kruszynka, tylko Kuleczka – zaszczebiotała.– Bardzo ładnie się nazywasz. A ja jestem Puszek.– Och, to też ładne imię. Ciekawa jestem, czy wymyśliła je twoja mama, czy też tata?– Ludzie mnie tak nazwali, hau. Nie znam swoich rodziców. – Oczy pieska przygasły, a uszy opadły.– Och, przepraszam cię. Nie chciałam ci sprawić przykrości.– Nie szkodzi, Kuleczko. Kiedyś z tego powodu było mi bardzo smutno. Chyba coś się stało zaraz po moim urodzeniu. Nie pamiętam ani taty, ani mamy. Ale teraz jestem szczęśliwy. Ludzie, u których mieszkam, to prawdziwi przyjaciele. Bardzo dobrze się rozumiemy. Uratowali mnie, gdy byłem ciężko chory. Czuję się wśród nich jak w rodzinie. Kocham ich, a oni mnie.– Puszku, jesteś szczęśliwy. Chociaż… – Kuleczka zastanowiła się głęboko. – To musiało być straszne, gdy czułeś, że nie masz ani taty, ani mamy. Ze mną tak jest teraz. Jestem bardzo smutna, bo tata nam zaginął. Mama chyba już się z tym pogodziła, ale ja nie mogę. Chciałabym, żebyśmy byli wszyscy bliżej ku pieskowi. Wreszcie mogła komuś opowiedzieć o tym, co ją gnębi. Słuchał uważnie.– Rozumiem cię, Kuleczko – powiedział, gdy skończyła swą opowieść. – Ale widzisz, w życiu jest tak, że zdarzają się bardzo trudne chwile. Lecz to, co złe i smutne, przemija, a życie przynosi dużo dobrego. Z tobą też tak będzie.– Ale kiedy, Puszku? – Kuleczce zaszkliły się oczka.– Nie wiem, kiedy. Ale wiem, że każdy dzień przynosi jakieś niespodzianki i niektóre z nich są miłe. Rozumiem, że brak ci taty. Ale może wróci. A póki co masz mamę, która z pewnością bardzo cię kocha. Na pewno też potrzebuje ciebie. Czy wiesz, jak musi być jej smutno, gdy widzi, że cierpisz? Trzymajcie się razem, a będzie wam lżej. Na pewno też spotkasz dobrych przyjaciół, tak jak ja spotkałem.– Dziękuję ci za te słowa. A ty – czy chciałbyś być moim przyjacielem?– Ależ oczywiście, Kuleczko! Właśnie chciałem cię o to poprosić, hau, hau. – Z tym słowami ogonek Puszka zaczął tańczyć wesoło. – Nie miałem jeszcze przyjaciela wśród wróbli. Czuję, że masz wrażliwe serduszko, a to wiele znaczy. Będę bardzo szczęśliwy.– Och, Puszku, jak to dobrze! – Kuleczka zaszczebiotała i podskoczyła aż pod uśmiechnięty pyszczek powąchał Kuleczkę i delikatnie polizał ją po główce. Uśmiechnęła się.– Wiesz, Puszku, co teraz zrobię? Polecę do mamy i opowiem jej o tobie. Chcę, żeby wiedziała, że jestem już spokojniejsza i bardziej ufna. Ale niedługo wrócę do ciebie, chcesz?– Oczywiście. Będę na ciebie czekał, hau, hau, hau.– Do widzenia, Puszku, ćwir, pomachała pieskowi skrzydełkiem i przejęta poleciała do gniazda, żeby opowiedzieć o swoim przyjacielu. Chciała też powiedzieć mamie, jak bardzo ją kocha. Autor bajki: Habibi. Więcej bajek autora w zbiorze Opowieści z różnych światów. Czarownica! – wrzasnęły siostry, rzucając się do ucieczki. Biegły i biegły, aż w końcu zderzyły się z zatroskanymi rodzicami. – Goniła nas! Baba Jaga, wołały jedna przez drugą, pokazując na zbliżającą się staruszkę. Ależ to jest pani weterynarz- odparła zdziwiona mama.Był ciepły, słoneczny dzień. Każdy w taki dzień myśli tylko o tym by zaszyć się cieniu, schowany przed słońcem, najlepiej z odrobiną wiatru, który owiewałby spocone od gorąca włosy z zimnym lodem truskawkowym w ręku. W taki dzień jedyne na co ma się ochotę, to leniuchować, leżąc na brzuchu na kolorowym kocu położonym na trawie i słuchać odgłosów wokół. Czas mija wtedy jakoś wolniej, a uśmiech sam pojawia się na naszej Didi wcale się nie uśmiechał. Siedział zapięty w swoim foteliku samochodowym, tuż przy oknie, mocno tuląc swojego Pieska Piotrusia i mając mocno skwaszoną minę. Tata kierował samochodem, mama siedziała obok taty, za oknem świeciło słońce. W samochodzie jednak nie było gorąco, ponieważ działała cudownie chłodząca klimatyzacja. W bagażniku leżały spakowane torby i bagaże, a w torebce na kolanach mamy znajdowały się przekąski. Samochód poruszał się w miarowym tempie, krajobraz za oknem przewijał się sennie.– Dlaczego musimy jechać nad to głupie morze? – mamrotał pod nosem sam do siebie Didi. Mógłbym teraz pluskać się w baseniku w kształcie żółwia przed domem, chłodząc sobie nóżki. Albo mógłbym zasypywać chłodnym piaskiem ze spodu piaskownicy zgrzane stópki. Albo pojeździłbym na moim rowerku, który teraz jest schowany w bagażniku… Na pewno jest mu tam smutno beze mnie. Ze mną miałby fajnie – zjeżdżalibyśmy z górki na pazurki tak szybko, że nawet mama by nas nie dogoniła ! O ! O ! Albo poszlibyśmy z tatą na spacer nad najbliższy zalew poobserwować pływające ryby. A nie jakieś wyjazdy ! Trzeba siedzieć w foteliku spokojnie i wpatrywać się okno. I to niby ma być fajne? – ostatnie zdanie wypowiedział już głośniej kierując je do rodziców.– Wszystko w porządku, kochanie? – zapytała mama odwracając się w jego stronę i uśmiechając ciepło. -Nie. – odpowiedział naburmuszony. – Nie martw się, kochanie. Zaraz będziemy na miejscu – powiedziała jeszcze mama i odwróciła się w stronę taty dyskutując już nim cicho. Didi dalej wpatrywał się w okno. Te przesuwające się drzewa i droga sprawiła, że zaczęły mu się kleić oczka. Przecierał je raz za razem. W końcu jednak się poddał i zapadł w sen. Nie wie, jak długo spał, ale obudził się w łóżku. – Łóżko? – zapytał sam siebie zdezorientowany. – Dojechaliśmy? – zapytał, ale zauważył że nikt mu nie odpowie, bo jest sam w jakimś nieznanym pokoju. Zszedł z łóżka i stanął na podłodze. Rozejrzał się wokół. Obok łóżka znajdowała się mała szafka, a na niej telefon mamy. Nad szafką wisiał telewizor. Ściany miały kolor różowy, na podłodze był szary dywan. Przeszedł wzdłuż pokoju- znalazł małą łazienkę oraz szafę przy drzwiach a w niej bagaże z bagażnika. Chciał się jeszcze rozejrzeć, ale w tym momencie do pokoju weszli uśmiechnięci wyspany? – zapytał uśmiechnięty tata. Didi skinął głową na znak, że tak. – To super. – odpowiedziała mama i go przytuliła. – Chodź, idziemy na plażę – dodała otwierając szafę i pakując coś do torby. U Didusia powrócił zły humor. Nie chciał iść na plażę. Ale przypomniał sobie o czymś. – Czy mogę zabrać mój rower? Proszę ! – zapytał głośno mamę szarpiąc ją równocześnie za spodnie. – Wiesz, po plaży ciężko jest jechać na rowerku, ale po drodze można. Więc jeśli chcesz, to tak. – odpowiedziała nie patrząc na niego, tylko dalej pakując torbę. Didi aż podskoczył do góry z radości, a uśmiech zagościł na jego twarzy. – Ale fajnie, ale fajnie będzie rower, ale fajnie – zanucił chodząc po pokoju. Mama jeszcze kazała mu się przebrać w krótkie spodenki, podkoszulkę, sandały. Wysmarowała go jakimś białym kremem i ubrała na głowę kapelusz słomkowy z misiem ( jego ulubiony). Sama też ubrała się podobnie, wraz z tatą i wszyscy wyszli z się że mają pokój na samej górze, więc teraz musieli zejść na dół, a ilość schodów była ogromna. Jednak mama pozwoliła pojechać windą. Didi uwielbiał jeździć windą- mama pozwalała wtedy wciskać świecące przyciski z cyframi oznaczającymi piętra a w brzuszku czuło się taki śmieszny ścisk po którym Didi się śmiał. Dowiedział się od mamy, że aby zjechać na sam dół należy kliknąć „0”,a żeby wrócić na piętro, gdzie jest nasz pokój, należy wcisnąć „2”. A pokój w którym śpią ma na drzwiach naklejone cyfry „22”. Gdy zjechali wszyscy na sam dół, a winda się zatrzymała, otwarły się drzwi i chłopiec wybiegł nie mogąc się już doczekać, co zobaczy. Myślał, że gdy znajdą się na dole, będzie już na zewnątrz. Zdziwił się jednak, ponieważ jego oczom ukazał się widok kuchni wyłożonej kafelkami w kolorze niebieskim, a wszędzie wokół było pełno szafek. Czuł się trochę jak w domu, ale jednak inaczej. Była wielka lodówka, mikrofala, stół z krzesłami. Prawie jak w domu, tylko kolory inne. No i jakaś babcia. – Babcia? – powiedział zdziwionym głosem , właściwie sam do siebie, ale wyszło trochę głośno i „babcia” go usłyszała. Odwróciła się w jego stronę. – Nie, to nie babcia – pomyślał, trochę rozczarowany. – Jakaś Pani – powiedział sam do siebie. Ta „Pani” miała białe włosy spięte w „kitkę”, zupełnie jak Babcia Helka. Miała też biały fartuszek a pod nim niebieską sukienkę w kwiaty, na nosie wielkie okulary, a na nogach kapcie. Zupełnie jak babcia Helka. Nie miała jednak zarzuconej na plecy góralskiej chusty, usta miała jakieś dziwnie różowe i zdecydowanie nie była babcią Helką. – Witam, witam – powiedziała wprost do Didi, uśmiechając się szeroko tymi różowymi ustami, ściągając i odkładając na blat kuchenny rękawicę taką od piekarnika i idąc w jego stronę. Gdy już podeszła blisko zapytała : – Jak masz na imię? – Damian, ale wolę jak mi się mówi Didi- powiedział odważnie, podnosząc głowę wysoko. – Wie, Pani, ja naprawdę się złoszczę jak ktoś mi nie mówi Didi- powiedział już ciszej i robiąc groźną minę. – Tylko w przedszkolu jak Pani mi mówi Damian to jakoś to może być – wyjaśnił. Pani babcia roześmiała się głośno, ale serdecznie. Następnie schyliła się do Didi i podając mu rękę powiedziała, że nazywa się Perłowa Babcia. – Perłowa Babcia? – powtórzył Didi, nie rozumiejąc za bardzo, co to znaczy. Ale nie chciał pytać. W końcu ma pięć lat ! Jest duży! Wszystko wie ! Albo spyta mamy później… – Mamo, idziemy już ? – zapytał niecierpliwie mamy, nie mogąc się już doczekać, kiedy znów wsiądzie na swój ukochany rowerek. – Tak, tak, już idziemy- odpowiedziała. Zaczęła coś mówić do Perłowej Babci, ale Didi już nie słyszał, bo pobiegł w kierunku drzwi, ciągnąc za sobą tatę za zewnątrz znajdował się wielki ogród. Był taras z dachem, dwa leżaki, wielki bujany fotel. Było też pełno różnokolorowych kwiatów a wokół nich latały motyle i pszczoły. Jedne znał. Były fioletowe i rosły w ogrodzie mamy. Zbierali je razem. Jak się je ścięło to ładnie pachniały. Pomagał mamie pakować je do małych woreczków i wkładać do szaf z ubraniami. – Jak one się nazywały? Jak one się nazywały ?- pytał sam siebie, ale w tym momencie przyszła mama i odpowiedziała : – Lawenda, kochanie. – Przecież wiedziałem – odpowiedział robiąc obrażoną minę, a mama się roześmiała i zmierzwiła mu włosy. Na środku ogrodu stała jeszcze ogromna trampolina. Idąc przez ogród Didi wypatrzył auto rodziców i podbiegł do niego szybko. Tata otworzył bagażnik i wyjął z niego ukochany rower. Niebieski, z czarnym siedziskiem i czerwoną trąbką. Usiał na nim i zaczął pedałować, jadąc pośrodku asfaltową drogą mijając mnóstwo ludzi. Didi przyglądał im się dokładnie ale niestety, nikogo nie znał. Didi, niestety, bywał złośliwy. Dlatego też nie starał się omijać przeszkód, tylko celowo przejeżdżał kołem roweru po nogach siedzących obok drogi, na ławce, ludzi. Nawet nie przepraszał. Mama zwracała mu uwagę, ale na nic się to zdało. Gdy w końcu specjalnie przejechał po ogonie małego psa, mama zabrała mu rower, który od teraz miał nieść tata. Didi się z tego trochę ucieszył – zaczynały go już boleć nogi od pedałowania. Jeszcze miał zaproponować mamie, aby wzięła go na barana, ale nie zdążył, bo jego oczom ukazał się piękny widok. Zobaczył drewniane schody, mnóstwo schodów. Prowadziły ona na takie miejsce gdzie było mnóstwo piasku. A za nim całe miejsce zajmowała woda.– Mamo, czy możemy iść na tą wielką piaskownicę? Proszę ! Proszę!- zachwycony wołał do mamy, ciągnąc ją za rękę i podskakując. – Kochanie, to nie wielka piaskownica, tylko plaża. I właśnie tam zmierzamy. A ta woda wokół, którą widzisz, to morze. – opowiadała trzymając go za rękę i schodząc po zeszli po schodach i jego nóżki weszły na , jak to mama powiedziała, plażę poczuł znajome uczucie piasku w butach. Zdjął sandały siadając na piasku. Piasek był ciepły. Mama wzięła go za rękę i szli plażą. Tata szukał miejsca, gdzie nie będzie wielu ludzi. Gdy mu się to udało, rozłożył na piasku kolorowy koc z namalowanym delfinem a wokół rozłożył coś dziwnego… – To parawan. – wyjaśnił. – Rozłożymy go aby uchronić nas przed wiatrem i abyś lepiej mógł widzieć, gdzie się z mamą znajdujemy w razie, gdybyś odszedł gdzieś daleko – powiedział. Mama poprosiła aby Didi usiadł na kocu, a sama zaczęła wyjmować coś z torby. Na kocu znalazły się : zabawki do kąpieli, czepek, ręczniki, samochodziki, piłka, Piesek Piotruś, picie i przekąski. Didi już zaczął się powoli nudzić. – Mamo, co będziemy robić? – zapytał poruszając nogami zasypanymi piaskiem. – A co byś chciał? Możemy porzucać piłką, pochodzić po morzu, przejść się po plaży, poczytać, coś zjeść lub pobawić się w piasku- proponowała. – Gramy w piłkę? Nie chcę bawić się w piasku, moje samochody będą po nim brudne. – powiedział, tracąc powoli humor. – Dobrze. – uśmiechając się odpowiedziała mama. Zabrała piłkę, wstała i pokazała Didiemu, aby szedł za nią. Tacie kazali pilnować rzeczy. Odeszli troszkę, znajdując puste miejsce, gdzie mogliby porzucać piłkę. Grali w kolory. Jednak Didi dalej był niezadowolony. – „Ale nuda” – myślał robiąc nachmurzoną zobaczył niedaleko chłopca, który bardzo skupiony budował coś z piasku. Nie widział dokładnie, bo skupiał się na rzucaniu piłki do mamy no i chłopiec zasłaniał budowlę swoim ciałem. Nagle przeciągnął się i zmienił pozycję. Didi mógł zobaczyć, co zbudował. Był to zamek z dwoma ogromnymi wieżami, na szczycie każdej znajdowała się flaga zrobiona z wykałaczki i papierka po cukierku. Wokół był rów z nalaną wodą i droga- most ze słomek do napoju. Chłopiec chyba się zmęczył bo odsunął się od swojego działa in położył obok na kocu, zamykając oczy, jakby chciał zasnąć. Didi nie zastanawiając się dłużej złapaną właśnie piłką rzucił wprost w budowę chłopca. Ten aż podskoczył z zaskoczenia. Piłka wylądowała idealnie na środku, niszcząc cały zamek i rozchlapując wodę wokół. Chłopiec zaczął rozglądać się wokół, szukając sprawcy. Didi się uśmiechnął. – Dobrze mu tak. – pomyślał. – Dlaczego on miałby mieć taki ładny zamek?- myślał dalej. Chłopiec zauważył Didiego, z ust zrobił podkowę i zaczął płakać. Mama zorientowała się co się stało. Zaczęła wypytywać Didiego, dlaczego tak zrobił. Ten udawał, że zrobił to nie specjalnie. Mama kazała mu przeprosić chłopca. Nie chciał tego robić i bardzo go to zezłościło, ale wiedział, ze dopóki nie przeprosi, mama nie da mu spokoju. Po tym wszystkim mama zaczęła prawić mu kazania, ale on nie wracać w kierunku taty. Gdy już znaleźli się na swoim miejscu, mama opowiedziała wszystko tacie. Tata był zły, ale Didi nie zwracał na to uwagi. Sprawiało mu radość dokuczanie innym. Gdy mama rozmawiała z tatą, on wyjął z torby przekąski i zaczął je jeść. Gdy skończył, zostały papierki. Szybko spojrzał, czy rodzice nie patrzą i zakopał je pod piaskiem. Zaczęło robić się późno i mama z tatą zaczęli zbierać rzeczy. Mama prosiła, aby pomógł, ale powiedział że jest zmęczony. Bawił się teraz w piasku zasypując swoją żółtą koparkę i nie chciał tego przerywać. Gdy zobaczył, że rodzice już kończą, szybko wrzucił koparkę do torby mamy nie obsypując jej z piasku, ubrał sandały na nogi i czekał gotowy. Mama wzięła go za rękę i zaczęli iść w kierunku hotelu. Tata niósł rower na plecach, ponieważ Didi stwierdził, że za bardzo bolą go nogi, aby na nim jechał. Zamiast tego jednak podskakiwał całą drogą i przeskakiwał dziury w hotelem tata schował rower do bagażnika, a mama poszła odnieść torby. Didi chciał zostać tatą w ogrodzie- miał ochotę poskakać na trampolinie. – To już nie jesteś zmęczony? – zapytał tata, zdyszany i zmęczony po niesieniu jego roweru całą drogą. – Moje baterie się troszkę podładowały- odpowiedział szybko w międzyczasie ściągając buty i wdrapując się na trampolinę. Zaczął skakać, a tata usiadł na leżaku, przymykając oczy. – Chyba jest zmęczony- pomyślał Didi, ale nie przejął się tym zbytnio. Gdy znudziło mu się skakanie na trampolinie, podbiegł do taty, ale okazało się, że zasnął. Ubrał więc buty i postanowił poszukać mamy. Wszedł do kuchni, ale wycofał się szybko i schował za ścianą, wystraszony odgłosami. A mianowicie tym, że mama płakała. I to bardzo płakała ! Didi słyszał, jak głośno pociąga nosem i raz za razem siąka nim w chusteczkę. Usłyszał też część rozmowy. – Ja już nie mam sił – płakała. – On jest taki niegrzeczny ! Dokucza innym, niszczy zabawki innym dzieciom, nie słucha ani mnie ani męża, nie potrafi być spokojny nawet przez minutę ! To co mówię, do niego nie dociera! Mogę zwracać uwagę, krzyczeć, zabraniać a on i tak nadal tak postępuje! Nie mam już sił…- tutaj rozszlochała się już na dobre a Perłowa Babcia podała jej kolejną chusteczkę i ją przytuliła. Didiemu zrobiło się niesamowicie przykro. -No, może był trochę niegrzeczny- pomyślał. Przypomniał sobie jak marudził całą drogą nad morze, jak specjalnie przejeżdżał rowerkiem po nogach innych ludzi oraz po ogonie małego pieska, jak mówił że jest zmęczony tylko po to by tata niósł jego rower bo jemu się już nie chciało, lub żeby rodzice po nim sprzątali. Przypomniał sobie, jak zniszczył budowlę chłopca i jak ten wtedy płakał. Przypomniał sobie jak zakopał papierki zamiast wyrzucić je do kosza i jak wrzucił brudną koparkę do torby mamy mimo że wiedział, że jest w niej jedzenie. To nie było zbyt miłe, faktycznie – mówił sam do siebie. Zrobiło się mu przykro i żal mamy ale mimo to wrócił do ogrodu i zaczął wąchać swoją ulubioną lawendę. Lubił ten zapach, poprawiał mu humor. Po jakimś czasie do ogrodu weszła mama. Już nie płakała. Uśmiechała się troszkę, a w rękach trzymała kanapki z masłem, szynką i małe pomidorki. Położyła wszystko na stole w ogrodzie, a Didi od razu zasiadł do kolacji. Mama wróciła niosąc jeszcze ciepłą herbatę. Podeszła do taty i obudziła go buziakiem, zaprosiła na kolację. Tata ją przytulił i razem zasiedli do stołu. Didi przypomniał sobie że nie umył rąk, ale nie chciało mu się iść teraz to robić. Gdy mama o to zapytała, powiedział że umył przed chwilą, tylko tata nie widział, bo spał. Po kolacji wszyscy poszli na górę, wzięli kąpiel, przebrali się w piżamy. Mama przeczytała Didiemu jeszcze ulubioną bajkę i później wszyscy razem poszli spać, tuląc się zaczął cicho chrapać, mama spała wtulona w Didiego, jednak ten nie mógł zasnąć. Ciągle myślał tylko o tym, jak mama płakała. Zrobiło mu się znów smutno. Jednak zaraz zrobił się na nowo śpiący, więc wtulił się mocniej w ramię mamy, nakrył kołdrą aż po uszy, zamknął oczy i zasnął. Rano obudził się jako pierwszy. Tata i mama dalej spali. Leżał chwilę i już mu się zaczynało nudzić, ale nie chciał jakoś budzić rodziców. Postanowił sam zwiedzić trochę „dom” i może poszukać czegoś do jedzenia. Wyszedł z łóżka, ubrał kapcie które mama naszykowała obok łóżka i w piżamie wyszedł z pokoju. Wszedł do windy, nacisnął „1”. Chciał zobaczyć, co znajduje się na innym piętrze, niż ich „2”. Wyszedł, przeszedł się po korytarzu, ale wszystko wyglądało identycznie. Wrócił do windy i nacisnął „0”. Wszedł do kuchni i skierował się wprost do lodówki. – Masło, szynka, parówki, pomidory, ser, dżem…- wymieniał patrząc na zawartość. – Parówki. Zdecydowanie mówił sam do siebie. Chciał je wyjąć, ale nie mógł ich dosięgnąć, były za wysoko. Rozejrzał się i zobaczył krzesło nieopodal. Złapał za nie i przesunął w stronę lodówki. Krzesło nie było ciężkie, ale robiło wielki hałas. Udało się. Wdrapał się na krzesło, wyjął dwie parówki, położył na blacie i zszedł z krzesła. Odłożył krzesło na miejsce znów robiąc niesamowity hałas, ale już nie zwracał na to uwagi. Spojrzał na parówki i zorientował się, że ich nie podgrzeje- dzieciom nie wolno przecież obsługiwać się kuchenką. A mikrofali włączyć nie umiał. – Trudno, zimne też powiedział na głos, wzruszając ramionami. Wziął i położył parówki na stole. Zaczął otwierać po kolei wszystkie szafki szukając widelca i talerza. Jakiś talerz leżał na blacie więc go wziął. W jednej z szuflad pod kuchenką znalazł widelec. Zasiadł w końcu do swojego śniadania. Zmarszczył brwi, ponieważ parówka nie byłą pokrojona, tak jak lubił. – No ale przecież mama śpi! – przypomniał sobie, uderzając się lekko ręką w czoło. Nabił więc całą parówkę na widelec i zaczął usłyszał kroki. – Czyżby mama?- pomyślał, ale jadł dalej. To jednak nie była mama. W jego stronę zmierzała Perłowa Babcia. Uśmiechając się zajęła krzesło obok niego. – Smacznego- powiedziała. Didi nie odpowiedział. Jadł dalej. Nie miał ochoty z nią rozmawiać. Minął jakiś czas. Zjadł już prawie wszystko, a Babcia dalej siedziała obok i nic nie mówiła. – Czemu nic nie mówisz?- zapytał, nie wytrzymując. – A co mam mówić?- odpowiedziała z uśmiechem. – Nie wiem. Cokolwiek. Moja Babcia Helka ciągle coś mówi- powiedział szybko przypominając sobie swoją Babcię. Lubił Babcię Helkę – ciągle coś opowiadała. – A czemu nazywasz się Perłowa Babcia? To twoje imię?- zapytał. – Tak na mnie mówią odpowiedziała. – A dlaczego? – Zaraz ci opowiem, ale może usiądziemy gdzieś wygodnie? – to mówiąc podała m u rękę i pokazała ręką by usiadł na ławie pod oknem w kuchni. Ława była wyłożona miękkimi poduszkami, a nad nią znajdowało się okno z widokiem na morze. Didi i Perłowa Babcia ułożyli się wygodnie i zaczęła się opowieść. – Dawno, dawno temu, ja też byłam małą dziewczynką, wiesz? Nie zawsze byłam babcią. Byłam mała, niewiele większa od Ciebie teraz. Włosy miałam zaplecione w dwa warkocze i związane różową wstążką na końcach. Nie lubiłam tych wstążek, ciągle je gubiłam, a mama na mnie za to krzyczała. A one same się gubiły! Eh, nieważne. Nie chciałam słuchać rodziców. Myślałam, że skoro nie jestem już dzidziusiem, to jestem na tyle duża by wszystko wiedzieć. A oni mi wszystkiego zabraniali, co fajne. „Nie skacz po kałużach w nowej sukience” na przykład mówili. A kałuże przecież tak fajnie chlapią ! „ Nie dokuczaj małym kotkom!”- a przecież nie dokuczałam ! Ja je ściskałam za ogon a one piszczały. „Dlaczego zniszczyłaś lalkę innej dziewczynce?”- pytali. A ja ją zniszczyłam bo mi się nudziło i chciałam na siebie zwrócić uwagę. Mieszkaliśmy z rodzicami tu, nad morzem. Codziennie tata zabierał mnie na plażę- był rybakiem. Łowił ryby wczesnym rankiem a potem prosił, abym pomagała mu nosić wiadra z tymi rybami. Wiadra nie były ciężkie, ale nie chciało mi się tego robić więc wyrzucałam ryby do morza aby popłynęły z powrotem albo chowałam przed tatą, a ten się złościł. – Mam nadzieję że znajdziesz kiedyś „Zmienną Perłę” i staniesz się dobra i miła – mawiał. Opowiadał mi wtedy że jego prapradziadek też był taki jak ja. Pewnego dnia, zbierając muszelki po plaży, jedna z nich przykuła jego uwagę. Muszla była wyjątkowo duża, z różowymi szlaczkami. Gdy ją dotknął, otwarła się delikatnie. Potrząsnął nią, a ona wydała dźwięk, jakby w niej coś było. Szybko zrzucił resztę trzymanych w ręku muszelek na piasek i zabrał się za otwieranie tej jednej. W środku znajdowała się najprawdziwsza perła- biała, błyszcząca, gładka, mieniąca się w słońcu. Zachwycił się nią. Chciał ją trochę potrzeć o ubranie bo była jakby ubrudzona z jednej strony i gdy to zrobił, stało się coś niesamowitego- perła rozbłysła niezwykłym, trochę różowym blaskiem, a on poczuł jak od jego ręki, przez ciało, aż do serca dociera dziwne uczucie ciepła. Zrobiło mu się bardzo przyjemnie i ciepło. Uśmiechnął się. Szczęśliwy chciał włożyć perłę do kieszeni spodni ale ta wyślizgnęła się nagle i poturlała wprost do morza. Biedny, szukał jej cały dzień, aż do zmroku, ale nie znalazł. Codziennie przychodził i szukał, ale nadaremnie. Perła zniknęła. Po kilku dniach przestał szukać. Jednak zauważył w sobie zmianę. Gdy ktoś go prosił o pomoc to już nie odmawiał tylko chętnie szedł pomóc. Zamiast dokuczać innym kolegom, zaczął się z nimi wspólnie bawić. Cały czas się teraz uśmiechał i był szczęśliwy. Tata opowiadał mi tę historię, ale dla mnie to była zwykła bajka. Dopóki ta historia nie spotkała i nie szukałam muszelek. Po prostu Perła sama mnie znalazła. Mogę nawet powiedzieć, że uderzyła we mnie swoją mocą. I to dosłownie. Chodziłam raz po plaży wieczorem. Zerwał się ogromny wiatr, zanosiło się na burzę. Ja jednak nie zamierzałam słuchać rodziców i wracać do domu. Wtedy to właśnie jedna ze wzburzonych fal była tak silna, że uderzyła we mnie i coś uderzyło mnie w głowę. Stałam na plaży i byłam cała mokra. I zła. Już mogłam sobie wyobrazić co mama na to powie. W dodatku coś uderzyło mnie w głowę, jakby kamień. Guz rósł mi na czole i bolał niesamowicie. Gdy tak masowałam tego guza i pochylałam głowę by jednocześnie potrząsać nogami w celu wylania wody z butów, zobaczyłam że przede mną leży coś błyszczącego. Rozejrzałam się by zobaczyć czy nie grozi mi kolejna fala, porwałam szybko z ziemi błyszczący przedmiot i zaczęłam biec w stronę domu. Burza była już naprawdę blisko i groziła mi ulewa. Kulkę włożyłam do kieszeni. Weszłam do domu i pobiegłam prosto do łazienki. Zrzuciłam z siebie mokre ubrania i przebrałam się w piżamę. Tylko ona była pod ręką. Kulkę wyjęłam z kieszeni spodni i pobiegłam prosto do swojego pokoju. Zajęłam miejsce przy biurku i włączyłam lampkę, żeby lepiej widzieć. Na mojej ręce spoczywała najprawdziwsza perła. Piękna. Biała jak mleko, błyszcząca, pod światło miała nawet takie złote jakby smugi w środku. Z jednej strony tylko była brudna. Chciałam ją wytrzeć. Plama szpeciła ją z szuflady ściereczkę, taką do okularów i zaczęłam pocierać. Stało się wtedy coś niezwykłego. Nie umiem tego nawet opisać! Perła zaczęła świecić, jakbym właśnie uruchomiła jakiś przycisk i była teraz jaśniejsza niż moja lampka na biurku. Mnie obiegło po ciele dziwne ciepło. Tak jakbym właśnie wypiła ciepłe kakao zaraz po tym jak byłam zmarznięta. Takie to było uczucie. W moich oczach pojawiły się łzy a na twarzy uśmiech. Zrobiłam się bardzo senna. Schowałam już nie świecącą perłę do pudełka po zapałkach i włożyłam do szuflady przy łóżku. Położyłam się i zasnęłam od razu. Gdy rano się obudziłam sprawdziłam dziesiątki razy to pudełko- perły nie było. Godzinami szukałam jej po pokoju- na próżno. Perła zniknęła. Ale nie wiedzieć czemu- nie smuciło mnie to. Zamiast tego zauważyłam, ze podczas szukania, zamiast bałaganu, zrobiłam porządek. Nawet mnie to zaskoczyło. Sama od siebie miałam ochotę pójść z tata pomagać przy rybach. I faktycznie pomagałam- wiadra nie były dla mnie, o dziwo, ciężkie i sprawnie mi to szło. Tata był szczęśliwy że nam tak szybko idzie i po pracy zabrał mnie na lody. Ja, skacząc po kałużach, podnosiłam sukienkę nad kolano, dzięki czemu nie brudziłam ubrania i mama nie musiała ich czyścić. Stałam się miła dla wszystkich i już nie dokuczałam. Opowiadałam też wszystkim o tym, co mnie i mojego prapradziadka spotkało. Ale nikt mi nie uwierzył… Zamiast tego zaczęto mnie nazywać „Perłową Babcią”. To już cała opowieść- zakończyła Babcia i zaczęła wstawać z ławy. Didi był tak zaskoczony tą opowieścią, że nawet się nie poruszył. Babcia zaczęła jakby nigdy nic krzątać się w kuchni. Didi poderwał się z miejsca i pobiegł wprost do windy. Chciał wrócić do i zobaczył, że rodzice już nie śpią. Powiedział im, że już jadł śniadanie ale może zjeść jeszcze coś. Przebrał się i razem z rodzicami zszedł jeszcze raz do kuchni. Tym razem Babci nie było. Didi nie powiedział nic rodzicom o historii, którą nie dawno usłyszał. Zjadł z rodzicami jeszcze płatki z mlekiem. Gdy jadł, myślał cały czas o opowieści. Po śniadaniu postanowili pójść na plażę. Minęło już trochę czasu i Didi stwierdził, że opowieść Babci to po prostu bujda. Postanowił o niej zapomnieć. Tym razem nie wziął ze sobą roweru. Chciał iść za rękę z mamą. Całą drogę jednak skakał i wyrywał się mamie, a ta denerwowała się, bo obawiała się, ze wpadnie pod samochód. Ostatecznie tata wziął go na barana. Z góry mógł wszystko dobrze widzieć i na początku się mu to podobało ale w połowie drogi już zaczęło nudzić. Dlatego też do osób, które mijali, wystawiał język. Rodzice tego nie zauważyli. Gdy wystawił język jednej z babć mijanych po drodze, ta aż złapała się za głowę. Było to dla niego bardzo śmieszne. Gdy doszli na plażę i rozłożyli koce, rozebrał się i chciał wejść do wody. – Idziesz sam?- zapytał tata. – Przecież dzieci nie mogą wchodzić same do wody, zapomniałeś?- dodał. Didi westchnął głęboko, ale poczekał na tatę. W wodzie było już sporo innych ludzi. Tuż obok nich pływała w rękawkach mała dziewczynka. Gdy ktoś wokół niej zaczynał chlapać, lub gdy woda wpadła jej do oczu, zaczynała szybko machać rękami i łapać powietrze, jakby się miała utopić. Najwidoczniej bała się wody. Didiego to bardzo śmieszyło. Sam potrafił pływać – uczęszczał z mamą na basen. Gdy położył się na wodzie, obrócił się tak, aby nogi były skierowane w kierunku dziewczynki i wtedy zaczął z całej siły uderzać nogami o wodę. Dziewczynka chcąc osłonić się przed chlapiącą wodą zaczęła uderzać energicznie rękoma, przez co o mało nie wpadła do wody. Jej mama wyciągnęła ją z wody i wtedy to zaczęła płakać. Poszły w stronę swojego koca. Didi zaczął się śmiać ciesząc się z tego, że teraz będzie miał więcej miejsca na swoje pływackie pływanie szybko mu się znudziło. Wyszedł z wody, wziął tatę za rękę i wrócili na koc, gdzie opalała się mama. Nie chciał wycierać się ręcznikiem. Mama nadaremnie tłumaczyła mu że należy wytrzeć się do sucha i posmarować kremem z filtrem. Chłopiec zaczął bawić się w piasku. Czas mijał, jego koparki toczyły właśnie wielką bitwę w piasku, a jego zaczęła swędzieć skóra. Podrapał się raz – nie pomogło. Podrapał się drugi raz- zaczęło boleć . Spojrzał na swoje ręce- były czerwone jak trąbka w jego rowerku albo pomidor. Mama zauważyła co się dzieje. – Musimy szybko zejść ze słońca. Poparzyło cię- To wszystko przez to ze mnie nie słuchałeś – dodała zła. Didi wzruszył tylko ramionami. Miał w nosie jakieś oparzenie. Był głodny. Chętnie by coś zjadł. Zaczął zbierać swoje koparki gdy nagle- co to? Przez przypadek odkopał swoje wczorajsze papierki . Jednak jeden papierek miał dziwne wybrzuszenie. Jakby w środku znajdował się cukierek. Jednak nie miał czasu obejrzeć go dokładniej, ponieważ rodzice wołali go, gotowi do drogi powrotnej. Schował więc szybko papier z zawartością do kieszonki i poszedł za nimi. W hotelu mama umyła go w chłodniejszej wodzie i wysmarowała jakąś maścią. Gdy wyszła, aby przynieść mu coś do picia, podszedł szybko do szafy, wyjął jej torbę i wziął z niej parę ciastek. Były całe z piasku, który się obsypał z wczorajszych koparek, które tam wrzucił. – To nic, przecież co może mi zrobić taki piasek?- pomyślał, a potem zjadł wszystkie. Zdążył w samą porę, zanim wróciła mama. Wypił wodę i położył się w łóżku. Sparzona skóra go paliła, ale dzięki maści, która nałożyła mama – trochę mniej. Jednak zaczął go bardzo boleć brzuch. Bolał coraz mocniej i mocniej. Mama się zaniepokoiła. Didi przyznał się że zjadł brudne ciastka. Mama wysłała więc tatę do apteki, a sama znów poszła na dół po coś do picia i jakiś Didi był sam, przypomniał sobie o papierku w kieszonce. Wyjął go teraz. Gdy rozwinął złotko, aż przetarł oczy ze zdziwienia. – Nie wierzę !- wykrzyknął. W samym środku papierka leżała perłą z opowieści Babci. – To mi się tylko tak wydaje, to mi się tylko tak wydaje – powtarzał, nie wierząc. Zaczął się zastanawiać. Przypomniał sobie swoje złe zachowanie z wczoraj i to, jak mama płakała. Przypomniał sobie też opowieść Babci. Zdecydował. – Zrobię to !- powiedział. Nasłuchiwał czy mama już wraca, ale nic nie usłyszał. Wziął więc głęboki wdech i potarł perłę rękawem. Nic. Obejrzał ją- byłą biała jak mleko, gładka, błyszczała się gdy podstawiał ją w stronę światła. Potarł z drugiej strony, ale i teraz się nic nie wydarzyło. Słysząc kroki nadchodzącej mamy zaczął pocierać o kołdrę, o bluzkę, o chusteczkę ale nadaremnie. Perła nie zaświeciła blaskiem ani nie poczuł ciepełka w serduszku. Zrezygnowany i zmartwiony włożył perłę do kieszeni. Wypił syropy od mamy i się rano już bez bólu brzucha. Rodzice spali. Didi zaczął zastanawiać się nad perłą. Postanowił ją wyjąć. Sprawdził jedną kieszeń- nie ma. Sprawdził drugą- nie ma. Po omacku szukał ją ręką pod kołdrą, ale nie znalazł. Długo myślał. W końcu postanowił . – Po co mi jakaś głupia perła? Przecież nie potrzebuję jakiejś błyszczącej kulki żeby sprawić mamie uśmiech na twarzy. M gę to zrobić sam ! Zszedł po cichu na dół i poszedł wprost do pokoju Babci. Obudził ją i poprosił o pomoc. Chciał przygotować śniadanie. Tym razem to Babcia ugotowała parówki. Didi pomógł rozłożyć talerze i sztućce, wrzucił plasterki cytryny do herbaty i wyjął z najniższej półki w lodówce (tam dosięgał) małe pomidorki i ułożył na talerzu tak, aby miały kształt uśmiechniętej buzi. Babcia położyła na talerze ugotowane parówki, dodała chleb i ketchup. Gdy już wszystko było gotowe, w samą porę, weszli rodzice. Zdziwili się na ten niecodzienny widok, ale uśmiechnęli się szeroko. Uściskali Didiego i dali mu po soczystym buziaku. Wszyscy razem, wraz z Perłową Babcią, zasiedli do śniadania. Po wszystkim Didi poprosił Babcię, aby pokazała mu, jak załadować naczynia do zmywarki. Nawet pozwoliła mu ją włączyć ! W drodze na plażę tym razem Didi szedł grzecznie i spokojnie a na miejscu zaczął bawić się z innymi dziećmi, a nawet podał piłkę dziewczynce, która ją zgubiła. Po powrocie do hotelu zaproponował zanieść torbę mamy do pokoju, aby ta mogła odpocząć. Gdy wracał usłyszał, że mama znów rozmawia z Babcią. – Nie mogę uwierzyć w taką zmianę ! Jest taki grzeczny! Nie uwierzy Pani, jak on się ładnie bawił z innymi! Ani razu nie musiałam mu zwracać uwagi! – mówiła przejęta. – I to śniadanie ! Aż miałam łzy w oczach ze wzruszenia!- dodała. – Może znalazł moją perłę?- wtrąciła Babcia mrugając jednym okiem. Tego Didi już nie mógł słuchać. Wpadł na środek kuchni, podparł się rękami pod boki i zaczął mówić: – Jaka perła? To zwykła bajka! Znalazłem wczoraj jedną Myślałem że jest magiczna ! Wyglądała tak, jak Babcia mówiła, ale potarłem i nic się nie stało! Nic! Wrzuciłem ją więc do kieszeni. Uznałem że jest mi nie potrzebna. Po co mi jakaś głupia kulka? Sam mogę być grzeczny. Nawet to fajne. Zamiast płakać inni się chcą ze mną bawić. I jak tak się wszyscy ze mną bawią, a ja im nie dokuczam to moja buzia się uśmiecha. I jest mi przyjemnie i w moim serduszku czuję ciepełko. Ale perłą tego nie zrobiła! To ja sam!- ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał i wyszedł do ogrodu. Usiadł na schodach. Za nim wyszli rodzice. Tata objął go z jednej strony, a mama z drugiej. – Wiesz, my Cię zawsze kochamy. Nieważne jak się zachowujesz. Jednak cieszymy się, że chcesz być dla innych miłych. Dzięki temu inni są mili dla Ciebie, a Ty jesteś powiedziała mama i ucałowała go w Wiesz co, mamo? – zapytał Didi. – Tak? – Ja od dzisiaj będę miły. To dużo fajniejsze. I uśmiech na twarzy jest fajny. I to że Wy się więcej do mnie śmiejecie jest fajne. Od dzisiaj będę taki uśmiechnięty. I żadna perłą nie będzie mi w tym zakończył z uśmiechem na twarzy. Całą trójka mocno się przytuliła a następnie poszła skakać wspólnie na trampolinie. Nie mieli już ochoty wracać na plażę. Nie potrzebowali już żadnej opublikowaliśmy dzięki uprzejmości Autorki, Pani Edyty Zając (©).PolecamyNa postawie bajki Braci GrimmO rybaku i złotej rybcebajka mp3. Pełna treść bajki "O rybaku i złotej rybce" w wersji braci Grimm. Bajka do słuchania lub czytania. Kiedyś, w małym, nędznym domu, w pobliżu morza, mieszkał rybak i jego żona. Każdego dnia wypływał w morze w swojej małej zniszczonej łodzi. Łowił ryby, codziennie Logowanie Wesprzyj Bajkownię Twórz z nami Bajkownię! Kto jest Online Odwiedza nas 446 gości oraz 0 użytkowników. Przyjaciele Bajkowni © Copyright by - Fabryka Bajek, Powered by Joomla! Valid XHTML and CSS. Szczegóły Utworzono: 04 czerwiec 2021 Odsłony: 613 Wierszyk dla dzieci - Po burzy Ziemia co niedawno dyszała z pragnieniaodurzona deszczem do życia się budziburza gdzieś odeszła i zawrócić możegłośnym gromem strasząc zwierzęta i ludzi Jeszcze błękit nieba szarością zakrytya już tęcza na nim kolory malujenad łąkami mgiełka niczym welon ślubnyunosząc się płynie i pięknem czaruje Zza chmur jasne słonko troszkę zawstydzoneotuliło ziemię prześwitem promienina pobliskim drzewie ptak otrząsa piórkaz radości że wreszcie pogoda się zmieni Renia Sobik Szukaj "Odkryj e-wolontariat" - Fabryka Bajek nagrodzona! " Patronat medialny
Podsumowanie. Ciekawe opowiadania dla dzieci można znaleźć w internecie, jak również w stacjonarnych sklepach i księgarniach. Warto poświęcić przynajmniej 20 minut dziennie i przeczytać maluchowi na przykład opowiadanie na dobranoc. Nasz maluch z pewnością to doceni. Bajki i opowiadania dla dzieci od Elfi Bajka sprawdź jakie są
Skutki nawałnicy w Krakowie były opłakane Andrzej BanasNawałnica, która przeszła przez Kraków w sobotę wyrządziła wiele szkód. Służby miejskie cały czas usuwają skutki burzy. Powoli z ulic miasta znikają powalone drzewa i konary blokujące wjazdy na osiedla. Jednak cały czas należy zwracać uwagę na korony drzew, gdzie mogą się znajdować połamane gałęzie i konary, które mogą stwarzać ogromne niebezpieczeństwo. Zarząd Zieleni Miejskiej apeluje, aby mieszkańcy przestrzegali obowiązujących zakazów wstępu oraz nie przekraczali biało-czerwonych taśm i nie wchodzili do lasów przez najbliższe dni. Cały czas są szacowane szkody. - Jeśli nie jest to konieczne nie wchodźcie w ciągu najbliższych dni do lasów, szczególnie widząc połamane i powalone drzewa, a także rozwieszane przez naszych pracowników biało-czerwone taśmy ostrzegawcze - apelują pracownicy Zarządu Zieleni Miejskiej i dodają - "Staramy się zabezpieczyć jak najwięcej miejsc oraz ocenić straty i uprzątnąć wymagający tego teren. Uważajcie na siebie. Pamiętajcie, że nad Waszymi głowami w koronach drzew mogą znajdować się jeszcze połamane gałęzie i konary. Sytuacja jest bardzo trudna zwłaszcza na Skałkach Twardowskiego." Szacowanie strat w krakowskich lasach może potrwać do końca tygodnia. Jednak już teraz wiadomo, że na pewno ucierpiały pomnikowe drzewa w Zarządu Zieleni Miejskiej Piotr Kempf informował już, że zostało połamanych około 100 drzew, a także zapewnił, że służby cały czas porządkują szkody wyrządzone przez nawałnicę. Po wielkim sprzątaniu miasta, pracownicy ZZM będą planować, gdzie posadzić nowe drzewa. Osiedle Podwawelskie zostanie objęte planem pomocowym. Usunięcie drzewa zgodnie z prawem:Przepisy ustawy o ochronie przyrody nakładają na właścicieli nieruchomości, na których rosły złamane drzewa, obowiązki administracyjne. Usunięcie takiego drzewa nie wymaga zezwolenia, ale wymaga uprzedniego powiadomienia urzędu. Dopiero gdy pracownik urzędu potwierdzi, że drzewo stanowi tzw. „złom” lub „wywrot” zgodnie z definicją ustawową i sporządzi z tego protokół, właściciel może uprzątnąć takie drzewo. Powiadomienie urzędu przed usunięciem drzewa nie jest konieczne, jeżeli drzewo usuwa straż pożarna lub inne jednostki powołane do prowadzenia akcji zabytkowe:W przypadku terenów zabytkowych sytuacja może być bardziej złożona, dlatego przed podjęciem jakichkolwiek działań wskazane jest skontaktowanie się z właściwym konserwatorem zabytków. Niezależnie od obowiązków wynikających z ustawy o ochronie przyrody, właściciel lub posiadacz zabytku jest zobowiązany do zawiadamiania konserwatora zabytków o zniszczeniu zabytku w terminie 14 dni. Uszkodzenie zabytku w tym przypadku należy rozumieć jako przewrócenie lub złamanie się drzew lub krzewów, które wchodzą w skład zabytkowych zespołów i działek objętych ochroną konserwatorską. Usunięcie powalonego lub złamanego drzewa wymaga powiadomienia:Konserwatora zabytków – jeżeli drzewo rosło na terenie wpisanym do rejestru zabytków (Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków: [email protected] lub Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków: [email protected]) Dyrektora zespołu Parków Krajobrazowych Województwa Małopolskiego – jeżeli drzewo rosło na niewpisanej do rejestru zabytków nieruchomości stanowiącej własność Gminy Miejskiej Kraków (np. dzierżawionej od gminy lub będącej w trwałym zarządzie innego podmiotu) - [email protected], Zarządu Zieleni Miejskiej – jeżeli drzewo rosło w pasie drogowym lub na terenie zielonym utrzymywanym przez Gminę Miejską Kraków, Wydziału Kształtowania Środowiska Urzędu Miasta Krakowa – w pozostałych przypadkach - [email protected] Do każdego zgłoszenia należy dołączyć fotografie uszkodzonego drzewa, informację o miejscu, w którym rosło (numer posesji, działki ewidencyjnej), a w przypadku dużych działek – mapę lub szkic z zaznaczoną lokalizacją. Podanie telefonu kontaktowego usprawnia obsługę takiego zgłoszenia, fotografie drzewa powinny pozwalać na określenie czy drzewo się złamało, czy uległo wywróceniu, powinny umożliwiać lokalizację w terenie (widoczne punkty charakterystyczne) oraz obrazować ogólny stan drzewa po uszkodzeniu. Ponieważ zgłoszenie „złomu” lub „wywrotu” nie wymaga przeprowadzania postępowania administracyjnego, a więc osoba zgłaszająca nie musi być właścicielem nieruchomości, konieczne jest natomiast skierowanie informacji do właściwej przypadkach, w których uszkodzone drzewo uniemożliwia korzystanie z nieruchomości lub zachodzi konieczność niezwłocznej likwidacji szkody, jaką wyrządziło, dopuszczalne jest – bez informowania urzędu – prowadzenie wyłącznie takich działań, które nie utrudnią możliwości klasyfikacji drzewa jako „złomu” lub „wywrotu”. Działania takie powinny być wykonywane w zakresie minimalnym o charakterze doraźnym. Przed rozpoczęciem jakichkolwiek prac porządkowych zaleca się wykonanie dokumentacji fotograficznej. Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania w Krakowie informuje, że dotychczas uporządkowano już:Chodniki: płyta Rynku Głównego, wszystkie ulice wychodzące z Rynku, ul. Podgórska, Bernardyńska (ścieżka + chodnik).Ulice i jezdnie: deptak na błoniach (po obu stronach), ul. Barska, ul. Koletek, ul. Smocza, ul. Bernardyńska, ul. Paulińska, ul. Kordeckiego, ul. Orzeszkowej, ul. św. Stanisława, ul. Rybaki, ul. Wietora, ul. Chmielowskiego, ul. Retoryka, ul. Wenecja, ul. Dietla, ul. Starowiślna, ul. 3 Maja, ul. Piastowska, al. Focha, ul. Dziekanowicka, ul. Powstańców, ul. Rynek Główny, a także most Wandy i I dobiega końcowi na: pl. Na Groblach, ul. Kremerowska, ul. Krowoderska, ul. Szlak, ul. Na Gródku, plac Kossaka, ul. Miodowa. Kraków. Skałki Twardowskiego mocno ucierpiały po przejściu n... Najmodniejsze sukienki na wesele w 2022 roku. Takie są trendy w tym sezonieTOP 15 najlepszych parków rozrywki w Polsce! Musicie tam być!Będzie nowy wiek emerytalny w Polsce? Takie mogą być emerytury stażoweGreckie plaże i chorwackie wody na wyciągnięcie ręki. Wakacje 30 minut od Krakowa!Nie uwierzysz, jak wyglądało Zakopane i Krupówki przed 100 laty. A widok z Gubałówki?Urokliwe miejsca niedaleko od Krakowa! Idealne na szybki wypad za miastoPolecane ofertyMateriały promocyjne partnera . 267 76 219 106 163 491 28 287