Wiem jednak, że po „Kliencie”, prócz większego zrozumienia dla nieprzewidywalnej ludzkiej natury, zostaje niezwykle ważna refleksja lapidarnie i trafnie wyrażona niegdyś przez ks. Twardowskiego: „I to wszystko psu na budę bez miłości”. Również prawda. Czytaj także: „Kiedy widzisz tylko ból, tracisz mnie z oczu”. Jak

Lekarz psychiatra i psychoterapeuta, jeden z najpopularniejszych w Polsce ekspertów z zakresu seksuologii. Przyszedł na świat w 1943 roku w Sieradzu. Jest absolwentem Wydziału Lekarskiego Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Ukończył także filozofię na KUL. Prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej. W latach 1995-1996 był ekspertem MEN, a w latach 1996-1998 liderem programu edukacji seksualnej ONZ. Od prawie dwudziestu lat jest krajowym specjalistą z zakresu seksuologii. Opublikował wiele prac dotyczących seksuologii. Był prowadzącym programy na temat seksu. - Czy pan, jako ekspert od seksu, czuje się seksownie? - Hm, chodzi o to, czy jestem dobrym kochankiem? Powiem tak: bycie seksuologiem z pewnością ułatwia życie intymne. W końcu znamy te różne sztuczki, triki ars amandi i wiemy, jak je wykorzystać. Ale ja nie musiałem ich stosować. Kobiety zawsze do mnie lgnęły, i to wówczas, gdy nie byłem jeszcze seksuologiem. A potem, kiedy już nim zostałem, zdarzało, że ta adoracja stawała się nieznośna. Seksuolodzy, i to niekoniecznie ci atrakcyjni, są często poddawani różnym prowokacjom. Pewnie dlatego, że niektórzy oczekują od nich wprowadzenia w nadzwyczajny świat seksu. - Pacjentki same pchały się panu na kozetkę? - Niektóre chciały tylko umówić się na kawę, inne mniej lub bardziej ostro kokietowały, a jeszcze inne, cóż, dokonywały różnych podchodów, żeby się do mnie zbliżyć. Kiedyś jedna z pacjentek spytała, czy lubię czekoladę. Powiedziałem, że tak, gorzką. Podczas następnej wizyty, zanim zdążyłem przejrzeć wyniki jej badań, ona już leżała na kozetce w stroju Ewy, przykryta jedynie płatkami czekolady. - Sytuacja dość jednoznaczna. Niejeden by się skusił... - Powiedziałem jej, że jako mężczyzna czuję się dowartościowany, a ona pięknie wygląda, ale musimy wrócić do naszej terapii. Pacjentka uśmiechnęła się, ubrała i po sprawie. Tego typu zachowań ze strony kobiet miałem w swojej praktyce wiele. Naprawdę napatrzyłem się i nasłuchałem! - A co na to żona? - Nigdy nie miała problemu z tym, że jestem seksuologiem. Uodporniła się. To trochę tak jak z żoną ginekologa. Czy może być zazdrosna o te dziesiątki kobiet, które co dzień bada jej mąż? To przecież byłoby bez sensu. Poza tym moja żona jest kobietą niezwykle atrakcyjną i to ja mogę być o nią zazdrosny. Jesteśmy razem już ponad 30 lat. To chyba o czymś świadczy. - Jako młody chłopak był pan ministrantem, a tu nagle ten seks. Skąd się wzięło u pana zainteresowanie tym tematem? - Nie mam pojęcia. Tym bardziej że podobno byłem bardzo dobrym ministrantem i księża widzieli mnie w przyszłości w sutannie. W mojej rodzinie nie ma ani pasjonatów seksu, ani erotomanów czy seksualnych dziwaków. Moi rodzice bardzo się kochali i potrafili sobie tę miłość okazywać. Nie mieliśmy tematów tabu, więc może to stąd. - Ale wróżka przepowiedziała panu sławę? - Tak, to prawda. Kiedy miałem sześć lat, wybraliśmy się z rodzicami w miejsce, gdzie zatrzymywały się cygańskie tabory. I tam Cyganka powiedziała rodzicom, że zamieszkam w Warszawie i będę znany. - Od lat przekonuje pan, że seks to zdrowie i można nim się cieszyć w każdym wieku. Tymczasem my wciąż nie potrafimy nawet o tym seksie rozmawiać. Tak przynajmniej wynika z pańskich badań. Jak to więc jest z tym seksem w wieku dojrzałym? - Życie bez miłości i bez seksu to usychanie. Ta chemia, która się wtedy wytwarza, działa na cały organizm. Oczywiście w wieku dojrzałym seks jest inny niż w latach młodości. To mogą być delikatne pieszczoty, trzymanie się za ręce, okazywanie sobie czułości także poza sypialnią. A jeśli jest coś więcej, tym lepiej. - Dziękuję za rozmowę.

Trudności z własną seksualnością są bowiem jedną z konsekwencji zaburzonych więzi z samym sobą lub z innymi ludźmi. Tam, gdzie brakuje dojrzałej miłości i pogłębionej radości, tam seksualność staje się dla człowieka chorobliwie atrakcyjna, a to prowadzi do zachowań moralnie zaburzonych oraz do uzależnień seksualnych. Ted Bundy, seryjny morderca kobiet i dziewcząt, na którym w 1989 roku wykonano wyrok śmierci, wyznał, iż to właśnie uzależnienie od pornografii doprowadziło go do popełnienia tych bestialskich czynów. Historia normalnego chłopaka. Kiedy na kilkanaście godzin przed egzekucją przed gmachem stanowego więzienia na Florydzie kłębiły się tłumy reporterów i demonstrujących nastolatków, Ted dawał swój ostatni wywiad psychologowi Jamesowi C. Dobsonowi. Rozmowa odbyła się na życzenie skazanego, który w obliczu śmierci gruntownie przemyślał swoje życie i pragnął podzielić się swoimi refleksjami. Spojrzenie w prawdzie na przeszłość pozwoliło mu na trzeźwy osąd dotyczący wpływu pornografii na jego czyny. Jak sam wspominał, wychował się w dobrej, kochającej się chrześcijańskiej rodzinie, był normalnym chłopakiem, prowadzącym zwyczajne życie. W wieku 13 lat zetknął się z tzw. miękką pornografią w pobliskim sklepie. Penetrując wraz z kolegami śmietniki w okolicy, napotykali nieraz na książki o „twardszej” materii oraz czasopisma detektywistyczne. Z czasem Ted stawał się coraz bardziej uzależniony od historii tortur i morderstw kobiet. Tymi obrazami karmił swoją wyobraźnię. W pewnym momencie przestało mu to wystarczać – zapragnął wcielić sceny z magazynów i filmów w życie. Tak doszło do pierwszego morderstwa, a potem do kolejnych dwudziestu ośmiu (niektóre źródła podają, że było ich nawet około pięćdziesięciu). Z wyjątkowym okrucieństwem wykorzystywał, zabijał młode kobiety i dziewczęta oraz bezcześcił ich ciała. Jak mogło do tego dojść? Ted Bundy wziął na siebie całą winę: „Nie oskarżam pornografii. Nie mówię, że to ona zmusiła mnie do wyjścia z domu i dokonania pewnych czynów. Biorę pełną odpowiedzialność za to, co uczyniłem. To nie podlega dyskusji. Kwestią do rozważenia natomiast jest, jak ten rodzaj literatury przyczynił się do ukształtowania takich typów gwałtownego zachowania”. W innym miejscu rozwija myśl: „Z pewnością zasłużyłem na największą karę, jaką dysponuje społeczeństwo. Nie ulega wątpliwości, że społeczeństwo ma prawo bronić się przede mną i takimi jak ja. Mam jednak nadzieję, że owocem naszej rozmowy będzie świadomość, że społeczeństwo powinno bronić się także przed samym sobą. Istnieją potęgi, które mają swobodę działania w kraju. Z jednej strony bowiem przykładni obywatele potępiają zachowanie Teda Bundy’ego, a jednocześnie przechodzą obojętnie obok sklepów przepełnionych najrozmaitszymi materiałami pornograficznymi, które sprowadzają młodzież na drogę Teda Bundy’ego. Oto prawdziwa ironia! (…) Moja śmierć nie przywróci życia tym, których zamordowałem, i nie przyniesie ukojenia ich rodzicom. Ale pozostają inne dzieci, które dzisiaj beztrosko się bawią, a jutro, pojutrze zostaną zabite przez tych, którzy karmią się treściami pornograficznymi z czasopism i filmów erotycznych, powszechnie dostępnych w dzisiejszym świecie”. Z perspektywy 10 lat spędzonych w więzieniu Bundy zwraca uwagę, że wszyscy więźniowie, z którymi rozmawiał, byli uzależnieni od pornografii. Potwierdzają to badania FBI, zgodnie z którymi największą grupę seryjnych zabójców (81% procent) stanowią erotomanii. „Najbardziej demagogiczny rodzaj pornografii (..) to ten, który zawiera przemoc oraz sceny erotyczne. Ożenienie tych dwóch sił – sam wiem, aż za dobrze – prowadzi do zachowania, które aż strach opisać” – mówił Ted Bundy. Na pytanie psychologa, jak wyglądałoby jego życie bez wpływu pornografii, skazany odpowiedział: „Wiem, że byłoby o wiele lepsze, nie tylko dla mnie, ale dla wielu osób – ofiar i ich rodzin. Nie ma co do tego wątpliwości (…). Jestem całkowicie przekonany, że byłoby wolne od tego rodzaju przemocy”. „Ubóstwienie” seksu Przykład amerykańskiego mordercy pokazuje bardzo dobrze, do czego prowadzi pornografia. Schemat jest prosty: najpierw przypadkowe zetknięcie się z gazetami czy filmami erotycznymi, potem regularne karmienie się tymi treściami, dalej odczuwalna potrzeba coraz to mocniejszych bodźców, balansowanie na granicy fikcji i rzeczywistości, aż ostatecznie jej przekroczenie. Człowiek uzależniony od pornografii traci kontrolę nad własnym życiem, staje się niewolnikiem żądzy. Pożądliwość – zarówno oczu, jak i ciała (por. 1 J 2, 15-17) – bazuje na egoistycznych zachciankach i z czasem urasta do niekontrolowanej siły. Ted Bundy przyznał, iż czuł się „posiadanym przez coś strasznego i obcego”. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z faktu, że pornografia pomogła im rozwinąć nieuporządkowane przywiązanie do seksu, „ubóstwienie” seksu. Mówi się bowiem o „seksualnej idolatrii”, czyli postawieniu życia seksualnego na pierwszym miejscu, na miejscu należnym jedynie Bogu (por. Wj 20, 3-5; Wj 20, 23). Z tego względu pornografia jest przede wszystkim grzechem przeciw miłości Boga, gdyż uniemożliwia kochanie Boga z całego serca, duszy i umysłu (por. Mt 22,36-38). Żądza paraliżuje zdolność do dawania i otrzymywania miłości oraz blokuje działanie Bożej miłości w człowieku. Dalej pornografia sprzeciwia się Bożemu planowi dotyczącego ludzkiego ciała, które zostało stworzone przez Boga, odkupione przez Jezusa i które jest świątynią Ducha Świętego. Pornografii towarzyszą złe duchy żądzy, cudzołóstwa, nierządu, prostytucji, masturbacji, homoseksualizmu oraz inne zniewolenia, np. alkoholowe bądź narkotyczne. W ten sposób człowiek zostaje związany pętami zła z różnych stron. Co więcej, lekceważy on głos sumienia, uznając za dobre to, co służy zaspokojeniu żądzy, a za złe to, co się temu sprzeciwia. Prowadzi to ostatecznie do utraty przez sumienie trzeźwego osądu (por. 1 Tm 4, 2; Tt 1, 15), co tym bardziej oddala uzależnionego od dróg Bożych. Sztylet w życie małżeńskie i rodzinne Na tym nie kończy się lista zła, jakie wyrządza pornografia. Ponieważ ze swej natury jest ona skierowana przeciw miłości, stąd też nie dziwi, że wielkie żniwa zbiera ona w życiu małżeńskim i rodzinnym. Burzy ona podstawy życia seksualnego małżonków – współżycie przestaje bowiem wyrażać ich wzajemną miłość, a staje się środkiem do zaspokajania żądzy. Co więcej, osobie uzależnionej od pornografii trudno zadowolić się chwilami intymnymi ze współmałżonkiem, kiedy w pamięci ma wymyślne obrazy z gazet czy filmów erotycznych, albo też wcześniejsze doświadczenia seksualne z innymi partnerami. Dochodzi do tego gniew i oburzenie, kiedy żona (mąż) nie zgadza się na dewiacyjne formy życia seksualnego, jakie zdeprawowany mąż (żona) proponuje. Może to wówczas prowadzić do szukania zaspokojenia pożądania poza domem. Poza rujnowaniem życia intymnego małżonków pornografia zaznacza swój negatywny wpływ w innych sferach życia małżeńskiego i rodzinnego. Uzależniony doświadcza nieustannego lęku, życia w stresie, ciągłych obaw przed tym, czy jego zniewolenia nie odkryje żona, dzieci lub pracodawca. Pragnienie ukrycia za wszelką cenę własnego uzależnienia sprawia, że w rodzinie gości nieustannie kłamstwo. Ono chroni przed krytyką, wstydem, zakłopotaniem i dalszymi konsekwencjami (strata domu, pracy), jakie prawdopodobnie przyniosłoby ujawnienie nałogu. Dzieci narażone są na przypadkowe odkrycie materiałów erotycznych. Jeśli tak się stanie, konsekwencje są dramatyczne: ojciec traci autorytet, a dzieci wystawione są na ryzyko powielenia drogi nieczystości. Badania wykazują bowiem, że większość mężczyzn pierwszy kontakt z pornografią zawdzięcza znalezieniu gazet właśnie u ojca bądź kolegi. Co więcej, córki, szukając w miłości ojca poczucia własnej wartości, często się przekonują, że ocenie podlega jedynie ich ciało. Natomiast synowie, w sposób naturalny naśladując ojców, bardzo często przejmują od nich sposób patrzenia na kobiety jako na obiekty pożądania. Nie można zapominać, że osoba uzależniona od pornografii, wydając niemałe pieniądze na zaspokojenie nałogu, nie tylko odbiera środki finansowe rodzinie, ale także naraża ją na długi. Pornografia uderza wreszcie w samego uzależnionego. Poza wymienionymi konsekwencjami zniewolenia podkreśla się kolejne: nerwowość, drażliwość, niekontrolowane myśli, spaczone postrzeganie rzeczywistości, obniżone zdolności interpersonalne, samotność, lęk i inne. Życie w stresie, jak również narastające poczucie niezaspokojenia, pojawiające się poczucie winy przy jednoczesnym przeświadczeniu, że nie ma powrotu – wszystko to sprawia, że nietrudno takiemu człowiekowi wpaść w depresję. Droga od ciekawości do obsesji jest krótka (zwłaszcza w dobie łatwego dostępu do Internetu), a wyjście z niej – bolesne i długotrwałe. Strzeż się pornografii! Naszkicowane zaledwie niektóre ze skutków pornografii każą mieć się na baczności przed tym zniewoleniem. Tak jak nie ma beztroskiego chodzenia po bagnie (nawet jeśli weszło się na nie dla rozrywki), tak też nie ma nieszkodliwej pornografii. Można na nią patrzeć przez pryzmat wydanych pieniędzy, straconego czasu i źle spożytkowanej energii, ale nie to jest sednem sprawy. Tu chodzi bowiem o coś więcej – o człowieka i o to, co robi on ze swoim życiem i z tym, co w nim najcenniejsze – z miłością. I w imię tego człowieka i tej miłości nie wstępuj na drogę pornografii. Naprawdę nie warto. Maria Zboralska (,,Miłujcie się!”)
Wiersze o życiu niezmiennie nas zachwycają. Czasami masz wrażenie, że życie obdarowuje Cię szczęściem w nadmiarze, żeby za chwilę uderzyć porządnie obuchem w głowę zsyłając na Ciebie serię nieszczęść. Właśnie wtedy szukamy ukojenia i zrozumienia. Bardzo dobrym sposobem jest czytanie wierszy o życiu, które pomaga zwolnić na chwilę, kiedy życie pędzi bez opamiętania
Oczywiście, że nie umiesz, bo najważniejsza miłość to ta sama do siebie, miłość bezwarunkowa, nieustająca, dająca siłę, wybaczająca wszystko, pchająca do rozwoju, do poznawania siebie, do pokonywania wyzwań i dająca pozwolenie na popełnianie błędów. Nie mogłabyś więc żyć bez miłości, bez miłości nie byłoby Ciebie – odpisuje dzisiaj na wiadomość. Każda z nas tęskni za byciem kochaną, czasami tak rozpaczliwie, że zapominamy, iż najpiękniejszą relację możemy stworzyć dopiero wtedy, kiedy jesteśmy szczęśliwe same ze sobą. Chciałybyśmy zastąpić samotność wspólnym śmiechem, zmysłowym dotykiem, jego zachwytem, najlepiej już teraz, zaraz, natychmiast, ale wszystko co wartościowe wymaga od nas trochę wysiłku – nawet czekanie na właściwego partnera. Wiem, że to trudne, wiem, że potrafimy dojść do granicy pustki i bólu, rozczarowania i utraty nadziei. Wiem… Ale też wiem, że w każdym momencie życia przyciągamy wszystko to, na co jesteśmy gotowe, a świat nawet w tych najbardziej trudnych chwilach przygotowuje nas na to, co jest dla nas najlepsze. Zmieniamy się i to jest cudowne, a razem z nami nasze wyobrażenie związku, partnerstwa i miłości. Im bardziej jesteśmy świadome siebie i swoich potrzeb oraz im mocniej jesteśmy przekonane o własnym poczuciu wartości, tym bardziej stajemy się wymagające. Z każdym rokiem, z każdym doświadczeniem inaczej wartościujemy świat i nasze oczekiwania. Uważność i świadomość to teraz nasi najlepsi przyjaciele. Bądźmy sobie wdzięczne za naszą mądrość i dojrzałość emocjonalną, pozwalającą na dokonywanie najlepszych dla nas wyborów, słuchanie serca, rezygnację z pozornych kompromisów, rozliczanie się z tym, co ciągnie nas w dół. Bądźmy w tym wszystkim szczęśliwe same ze sobą i wolne od kurczowego trzymania się pozornych relacji ze strachu przed samotnością. A czy umiemy żyć bez miłości? Naszej własnej – na pewno nie. Na pewno potrzebujemy też kogoś kochać i czuć się kochane. Ale dajmy sobie też prawo szczerze pobyć samej ze sobą i sprawdzić się w tej relacji. Pozwólmy też sobie na nietrafione relacyjnie wybory. Mamy prawo poznawać innych, ale i odchodzić, kiedy różnimy się systemem wartości. Pozwólmy sobie na rozczarowania, na samotność, na tęsknotę za byciem kochaną. To najlepsza droga do poznania samej siebie. Zobacz także: “Naucz się żyć sama a nigdy nie będziesz samotna” Magdalena Koźmala, redaktor naczelna. Zobacz inne artykuły autora, fot. Lidia Skuza
Dochodzi do niej, kiedy osoba kieruje swoje uczucia miłosne do kogoś, kto z jakiegoś powodu kompletnie tego nie odwzajemnia. Ofiara nieszczęśliwej miłości może odczuwać bardzo silne rozczarowanie, frustrację i cierpieć z miłości, a także być uwięziona w tym negatywnym stanie duszy nawet przez kilka miesięcy, niekiedy przez lata „Jeśli nie kochasz siebie, nie umiesz prawdziwie pokochać kogoś innego”. Dla mnie to kolejna tak zwana „oczywistość”, która jest niezwykle trudna do zrozumienia i czasem trzeba długiej drogi żeby poczuć, o co naprawdę chodzi. Kiedyś mówiłam no przecież kocham siebie, po prostu podobają mi się niewłaściwi mężczyźni lub z czasem okazują się niewłaściwi. Potem zrozumiałam, że moja definicja miłości była trochę spaczona i to były tylko puste słowa, a Ci mężczyźni, na wtedy, byli jedynymi właściwymi jakich mogłam mieć, i dzięki którym wiele się nauczyłam. Kiedyś wchodziłam w związki z oczekiwaniami, że mężczyzna powinien to, czy powinien tamto. Oczekiwałam, że będzie taki jak sobie wymarzyłam, że mam prawo tego od niego wymagać. Jeśli nie zachowywał się tak, jak tego oczekiwałam, nie „czytał mi w myślach”, obrażałam się nie mówiąc o co mi chodzi, bo przecież „powinien wiedzieć”. Potrafiłam wtedy długo smucić się czy złościć i winę widzieć tylko w tej drugiej osobie, powoli wyniszczając siebie emocjonalnie. Chciałam mieć wszystko pod kontrolą. Chciałam żeby było tak jak chcę. Wydawało mi się, że ja w całości poświęcam się temu związkowi, więc dlaczego nie mam tego z drugiej strony? Kluczowe jest tu „poświęcenie”. To takie powolne zatracanie siebie dla drugiej osoby. Powolne rezygnowanie ze swoich emocji, zdania, hobby, przyjaciół, aż w końcu dochodzimy do momentu, w którym faktycznie odejście tego faceta byłoby zawaleniem się całego świata, bo nie mamy innego świata poza nim. Nie umiałam jasno wyrażać swoich emocji a kiedy już mówiłam o swoich oczekiwaniach, a ktoś raz, drugi czy trzeci je ignorował, ja coraz bardziej zadręczałam się dlaczego tak jest, zamiast po prostu odejść, jeśli nie było mi dobrze. Spis treści1 Nie rozumiałam, że nie tędy droga i żeby coś zmienić, uwagę powinnam kierować w głąb innej osoby: Zrozumiałam, że dopiero zmiana o 180 stopni i skupienie się przede wszystkim na tym, żeby dobrze czuć się ze sobą, ale także na tym, żeby druga osoba chciała ze mną być, czuła się ze mną bezpiecznie i stabilnie, sprawia, że związek się umacnia i ma szansę rozumiałam, że nie tędy droga i żeby coś zmienić, uwagę powinnam kierować w głąb innej osoby: siebie. Po kilku dłuższych, czy krótszych związkach, kilku „kubłach zimnej wody na głowę” zrozumiałam, że nikogo do niczego nie można zmusić, że nic nie trwa wiecznie i że nie tędy droga. Choćbym kontrolowała kogoś na okrągło, oczekiwała wyznań miłości co 5 minut i dostawała codziennie kwiaty, to nie gwarantuje mi to tego, że ktoś mnie kocha, że ze mną będzie, a co najważniejsze, że ja powinnam być z nim. To nie są wyznaczniki miłości. Ja nie chcę takiej „miłości”. Zrozumiałam, że dopiero zmiana o 180 stopni i skupienie się przede wszystkim na tym, żeby dobrze czuć się ze sobą, ale także na tym, żeby druga osoba chciała ze mną być, czuła się ze mną bezpiecznie i stabilnie, sprawia, że związek się umacnia i ma szansę przetrwać. Zrozumiałam, że jedyną osobą, z którą naprawdę wiem, że będę do końca życia jestem ja sama i to na tej relacji głównie powinnam się skupić. A jeśli mi na kimś zależy to chcę budować więź, a nie ją niszczyć, chcę sprawiać, że ktoś jest szczęśliwy, a nie narzucać mu to, jaki ma być. Zrozumiałam też, że jeśli mam z kimś być, to chcę z nim być, bo ten związek mnie umacnia, a nie osłabia. Ale to jest możliwe tylko wtedy kiedy sami jesteśmy swoimi 100% i szukamy tylko nadwyżki. Brak miłości do siebie prowadzi do różnych destrukcyjnych rzeczy, do wyniszczających scen zazdrości, do przepłakiwania nocy, do wyobrażania sobie najgorszych scenariuszy, do przytłaczania kogoś swoimi wątpliwościami, oczekiwaniami. Może też prowadzić do tego że będziesz się na kimś odgrywać, a może nawet skończysz związek bo nie będziesz sobie radzić z zazdrością (która właśnie mówi nam o naszych brakach) lub ktoś sam Cię zostawi, bo nie udźwignie tego, że w 100% oddałaś mu siebie i oczekujesz, że się Tobą zaopiekuje i weźmie za Ciebie odpowiedzialność. To przytłacza. Kiedy wiem, że siebie kocham? Kiedyś zastanawiałam się, kiedy ja właściwie będę wiedzieć, czy siebie kocham. Samo to zastanawianie było znakiem, że to jeszcze nie był ten moment. To coś czego nie da opisać się słowami, bo miłość trzeba poczuć, jak to miłość. Co może ułatwić zrozumienie czym jest miłość do siebie? Wyobraź sobie osobę, którą bardzo kochasz, co czujesz? To teraz odczucia względem niej porównaj, czy to samo czujesz względem siebie? Jeśli kogoś kochasz to go wspierasz, kochając siebie wspierasz więc siebie. W swoich dążeniach, marzeniach, trudnościach, planach. Tak jak komuś dodałabyś wiary w siebie i otuchy, tak dodajesz sobie. Wierzysz w kogoś, uwierz też w siebie. Wybaczasz osobie którą kochasz, wybaczaj też sobie. Nie katuj się, że coś Ci nie wyszło, daj sobie prawo do błędów, do lekcji, masz prawo nie być zawsze idealny, bo jesteś tylko człowiekiem, który całe życie się uczy. Takie prawo dajesz przecież drugiej osobie, nie oceniasz jej jeśli coś jej nie wyjdzie w pracy, jeśli przesoli obiad, czy kupi zły produkt w sklepie. Troszczysz się o kogoś w trudnościach, czy chorobie, troszcz się też o siebie. Nie złość się na swoje ciało gdy jesteś chory, gdy odmawia Ci posłuszeństwa, zatroszcz się o nie, daj sobie do tego prawo, zastanów się jak możesz mu pomóc, co możesz zrobić żeby czuło się lepiej? Może zmiana diety? Ćwiczenia? Kiedy siebie kochasz to takie kroki nie są wyrzeczeniem, to coś co przychodzi naturalnie, kochasz się więc chcesz się czuć dobrze, nie będziesz się już karmił śmieciowym jedzeniem, czy zaniedbywał swojego snu, czy aktywności. Jeśli siebie kochasz, jesteś stabilną całością, pewną siebie osobą, spokojną, pełną miłości i łagodności, która wie, że cokolwiek się nie stanie to sobie poradzi, dzięki temu może skupić się na tym, co w życiu daje radość i buduje relacje. Jeśli kochasz siebie to przestajesz oczekiwać, że ktoś Ci coś da, bo Ty już wszystko masz Wtedy jasno wybierasz czy osoba z którą jesteś Ci odpowiada, bo jest Twoim +20%. Umiesz otwarcie z nią rozmawiać, szanujecie się, wspieracie, wiecie, że możecie zawsze na siebie liczyć i nie zrobicie świadomie nic, co mogłoby skrzywdzić drugą osobę. Zobacz również Co jest konsekwencją pokochania siebie? Kiedy kochamy siebie i w sobie jesteśmy całością, znikają pretensje, oczekiwania, że ktoś spełni nasze potrzeby, wypełni deficyty które tak naprawdę tylko my możemy wypełnić. Wtedy buduje się związek na innych zasadach. Tworzy się miejsce na radość, wzajemny szacunek, czułość, delikatność, troskę i zrozumienie. Jest pewność, że cokolwiek by się nie stało, będzie dobrze. Jest otwartość w rozmowach, emocjach. Nie ma miejsca na domysły, na zazdrość, że drugiej osobie jest lepiej, bo cieszymy się każdym jej sukcesem, nie ma też wyniszczającej zazdrości o inne osoby. Myśli wypełniają pomysły co możemy razem zrobić fajnego, co możemy zrobić żeby było nam jeszcze lepiej i ta piękna, prawdziwa energia sprawia, że tak właśnie się dzieje. Nie ma też opcji żebyśmy chcieli być z kimś niewłaściwym. Po prostu nie spojrzysz już na kogoś kto mógłby Cię skrzywdzić, bo sobie na to już nie pozwalasz i tego nie potrzebujesz. Tak po prostu. Naturalnie. W miłości jedno wynika z drugiego. Za odczuciem idzie działanie, nie może być inaczej. Pokochaj siebie, poczuj tą euforię, radość, entuzjazm, że możesz żyć, tworzyć, poczuj troskę o siebie i innych i buduj codziennie swoje lepsze jutro. Dzięki temu zaczniesz też tworzyć szczęśliwe relacje z innymi ludźmi. A na koniec bardzo fajny wykład z TedX mówiący właśnie o związku z najważniejszą osobą w Twoim życiu – samym sobą. Książka Moje życie jest moje. Opowieści o wolności i pożądaniu autorstwa Ryziński Remigiusz, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 26,18 zł. Przeczytaj recenzję Moje życie jest moje. Opowieści o wolności i pożądaniu. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!

Do czego może prowadzić przelotna miłość? Czy przysłowiowi amanci naprawdę lubią swój styl życia? Te i inne podobne pytania często sobie zadajecie, dlatego my postanowiliśmy chociaż odrobinę Wam pomóc w uzyskaniu odpowiedzi. W tym artykule dowiecie się do czego tak naprawdę prowadzi brak stabilności i tzw. skakanie z kwiatka na kwiatek. Cathy Yeulet @ Załamanie nerwowe Niestety, coraz częściej młodzi ludzie dosyć ciężko znoszą rozstania a co za tym idzie zaczynają szukać odskoczni od nieszczęśliwej miłości właśnie w przelotności. Zawieranie nowych, przypadkowych znajomości i równie szybkie ich urywanie. Takie huśtawki emocjonalne najczęściej skutkują depresją oraz załamaniem nerwowym z którego dosyć ciężko odzyskać normalność. Ciężkie choroby Choroby przenoszone drogą płciową są równie niebezpieczne jak te, którymi możemy narazić się w każdy inny sposób. Do najczęściej występujących chorób zaliczyć można: kiłę, opryszczkę, wirus HPV, rzeżączkę, wrzody weneryczne czy też chlamydiozę. Nieufność Nieufność często bywa spowodowana właśnie znajomościami, które najprościej rzecz ujmując nie rokują już na starcie. Przypadkowe nawiązywanie relacji, którą szybciej się kończy niż zaczyna wywołuje w człowieku pewną oschłość, oziębłość, podejrzliwość, sceptyczność, chłód czy też dystans emocjonalny. Samotność Często bywa tak, że osoby posiadające wśród społeczeństwa miano duszy towarzystwa są najbardziej samotne. Uciekają w przypadkowe znajomości, przelotny seks czy mało znaczące znajomości w celu dowartościowania się. W rzeczywistości jednak są same ze swoimi problemami, rozterkami czy radościami. Jakże trafne wydaje się tutaj przytoczenie słów - pozory mylą. Miłość Związki miłość przelotna miłość związki | 13 listopada Do czego prowadzi przelotna miłość? 4 najgorsze rzeczy! 2019-11-13 08:17:02 2018-11-26 11:19:50

Autor: Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Hymn do miłości; U [edytuj] Umarła miłość drżą mi dłonie Autor: Guillaume Apollinaire, Alkohole; Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało Wielkie sprawy głupią miłością. Autor: Krzysztof Kamil Baczyński, Z głową na karabinie; Usta milczą, dusza śpiewa Kochaj mnie Bez miłości świat nic nie Hymn o miłości 1 Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. 2 Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił. a miłości bym nie miał, byłbym niczym. 3 I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. 4 Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; 5 nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; 6 nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. 7 Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. 8 Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. 9 Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. 10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. 11 Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. 12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany . 13 Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość. Miłość to w znaczeniu ludzkim więź jaka łączy dwie kochające się osoby. Które w imię szacunku do siebie stając na ślubnym kobiercu wyznają przed Bogiem iż chcą razem spędzać każda nawet najsmutniejszą Chile. Te radosne i trudne dni. Miłość w znaczeniu duchowym relacja jaka łączy nas z Bogiem. To osoba bez której nie możesz żyć która jest części ą ciebie. Która jest ja organ bez którego nie możesz pracować. To nasza wiara. Nasze oddanie i zaufanie Miłosiernemu Ojcu, który przebacza nam gdy zbłądzi. Przytula nas tak jak ojciec syna marnotrawnego. Bóg obdarzył nas odwieczną miłonia posyłając swego Jednorodzonego Syna na śmierć. Lecz tylko tak mógł zgładzić nasze Grzechy. Swą Miłość darował nam przez wolność. Jesteśmy wolni i to my wybieramy drogę jaką pójdziemy. Nie oznacza to jednak że Bóg nas stworzył i zostawił abyśmy sobie sami radzili. Czuwa, czeka aż to my poprosimy go o pomoc. Każde cierpienie to pomoc boża abyśmy się nawrócili i zmienili swe postępowanie. To czy podarujemy swą miłość partnerowi/partnerce czy też Bogu to nasz wybór tu na ziemi. To powołanie. Bowiem każdy z nas zanim przyszedł na świat został przez Boga obdarowany wieloma dobrami , zostaliśmy stworzeni na Jego obraz, każdy z nas jest wyjątkowy, posłany aby niósł dobro i głosił Dobrą Nowinę na cały świat. Jednak nie zawsze łatwo jest odczytać głos powołania. Nie łatwo jest też zgodzić się z Bożym wyborem. Bóg nie chce abyśmy byli nie szczęśliwi. Pragnie naszego szczęścia, abyśmy tylko Jemu zawierzyli swe życie tak jak Jezus gdy dla nas, a przede wszystkim dla okazania zaufania, szacunku i miłości oddał swe Zycie. Jak śpiewamy w Hymnie do miłości: „ Bez miłości stał bym się jak cymbał brzmiący, bez miłości byłbym niczym” Te słowa wspaniale odzwierciedlają jak ważna w naszym życiu jest miłość. Bez miłości bylibyśmy tylko robotem bez uczuć. Dzięki miłości kochamy, okazujemy przyjaźń. Życie w którym nie ma miłości jest jak uschnięty kwiat który bez wody nie może żyć. Bóg jest Miłością. Bez niego nie istnielibyśmy. Nasza wiara nie miała by sensu. Słowo które do nas głosi nie docierałoby do nas. Jesteśmy marionetkami w rekach Boga to On nami kieruje. Życie bez miłości jest jak pustynia bez oazy. Możemy żyć tylko dzięki naszemu Ojcu Niebieskiemu. Wierzymy tylko dlatego że On pozwala nam na to. To nie my go wybieramy ale On nas. Wiele osób twierdzi że miłość to seks. Nic bardziej mylnego. Bowiem prawdziwa miłość nie polega tym aby przed ślubem były wielkie fajerwerki a po nuda. Miłość to decyzja która wiąże obie strony. Nieczystość przed ślubem jest grzechem, a zło nigdy nie oznacza dobra. Wiele obrazów miłości możemy znaleźć w Biblii, są tam również sytuacje trudne. Tylko dzięki lekturze Pisma Świętego możemy poznać jak bardzo Bóg nas kocha i zbliżyć się do Chrystusa. Wiara tak jak i miłość nie może opierać się tylko na słowach. Musi odzwierciedlać się w działaniu. Nie wystarczą piękne słowa. Podsumowując nasze Zycie bez miłości nie miałoby sensu i nie byłoby go. Tylko dzięki Bogu je mamy. I często nie doceniamy. Życie mamy tylko jedno i warto je poświęcić dla tak wielkiej miłości jaka jest Bóg. . 287 25 204 499 324 265 362 130

do czego prowadzi życie bez miłości